niedziela, 5 stycznia 2014

09. this is more than love


Data: 14 wrzesień 2013
Miejsce: Wielka Brytania, Londyn


*Rose*


Obudziły mnie promienie słońca, które próbowały przedostać się przez karmelową zasłonę.
Szybkim ruchem przykryłam twarz, czymś pod czym leżałam i zacisnęłam oczy.
Zapach, który dostał się do moich nozdrzy był taki kojący i uspokajający, że cały stres odszedł w zapomniane. Zapomniałam nawet o niemiłosiernym bólu, który czułam w dole brzucha.
Lekko uśmiechnęłam się wracając do wczorajszych zdarzeń po czym uśmiech gdzieś uciekł jak usłyszałam głosy z dołu.
Nie były to byle jakie głosy.
Zayn...
Justin...
Założyłam szybko swoją bieliznę i luźną, białą bluzkę, która leżała na podłodze i zeszłam na dół, przeczesując swoje długie włosy dłonią.
- Co tu się dzieje? -  spytałam z chrypą, a chłopacy z szybkością światła na mnie spojrzeli.
- Rose.. nic Ci nie jest? - mój brat jak zwykle był za bardzo opiekuńczy.
- Jak widzisz, stoję tutaj - odchyliłam dłonie od swojego ciała, ilustrując się.
- Martwiłem się. Bardzo. - podszedł do mnie i przytulił.
Zdziwiłam się, na ten gest i lekko odchyliłam od jego ciała.
- Szukałem cię..
- Tak naprawdę, jesteś tu bo.... - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Vivien wyjeżdża.
- To nie jest pora na żarty. Jesteśmy wszyscy po imprezie, skacowani a ty mi pierdolisz, że ona wyjeżdża. Wracam na górę - odwróciłam się i zaczęłam wspinać na górę schodami.
- Rose, to nie jest żart. Ona wraca do Hiszpanii
- Co? - obróciłam się i spojrzałam na nich niedowierzająco.
- Wraca z jej bratem - Zayn spojrzał na mnie z troską.
- Po co? Po cholerę.. Ona nie może wyjechać - łzy zaczęły zbierać się w moich oczach. - Musimy tam jechać.. muszę się z nią zobaczyć.
- Dobrze, zabiorę Cię tam - Justin szybko wyprzedził Zayn'a, który również chciał coś powiedzieć. Spojrzałam raz na niego, raz na Malik'a.
- Ok - tylko tyle byłam zdolna odpowiedzieć.
- Chodź ze mną - Zayn pociągnął mnie za sobą do góry, a ja nie wiedziałam o co chodzi, ale nie stawiałam oporu. W pokoju wręczył mi szare dresy i nakazał mi je założyć. - Twoja sukienka nie wygląda najlepiej, załóż to, potem się przebierzesz.


*Vivien*

Pakowałam ostatnie rzeczy do torby, kiedy usłyszałam pukanie w drzwi.
- Ktoś do ciebie - głos Niall'a wyrzucił mnie z ciemnego świata w którym się znajdowałam i zaprowadził do miejsca z błękitnym niebem i zieloną trawą. - Vivien.
- Już - rzuciłam wracając do rzeczywistości.
Kiedy schodziłam na dół targając torbę z ciuchami zobaczyłam Rose, Zayn'a i Justin'a.
- Co wy tu robicie?
- Dlaczego? - zobaczyłam Rose w jakiś luźnych ubraniach, które zdecydowanie nie należały do niej.
W oczach miała łzy, a jej włosy były lekko potargane, jakby przed chwilą odbyła jakiś stosunek. W sumie.. musiałam ją o to zapytać, bo zniknęła na całą noc, przez co wszyscy się zamartwialiśmy.
- Tak będzie lepiej, Rose. Przepraszam - spojrzałam na przyjaciółkę i chciałam ją przytulić, ale mnie odepchnęła.
- Proszę, nie rób tego. Nie wyjeżdżaj. Nie zostawiaj mnie tu - płakała, a ja nie mogłam nic na to poradzić.
Uniosła głowę i spojrzała na Niall'a.
- To twoja wina. - zaczęła iść w jego stronę. - To twoja cholerna wina! Przez ciebie chce wyjechać!
- Rose! - rzuciłam torbę na ziemię. - To jest moja decyzja.
- A co z nim?! Przecież się kochacie.
Spuściłam głowę po czym zaczęłam zakładać buty.
- Vivien do cholery - odezwał się Justin.
- Przestańcie mi mówić co mam robić. To moje życie
- Nie możesz tego wszystkiego tak po prostu zostawić - powiedział Justin.
- Nie będziesz mi mówić, co mogę, a czego nie - naskoczyłam na niego, próbując nie wybuchnąć.
- Nie dla mnie, zostań dla mojej siostry. Jesteś dla niej jedynym oparciem - poprosił, patrząc na mnie.
Jego oczy na mnie źle działały, przez co skuliłam wzrok i spojrzałam w podłogę.
- Przepraszam, Rose - odwróciłam się do brunetki patrzącej na mnie z wyrzutem. - Przepraszam.. - powtórzyłam i wyszłam z domu.


*Rose*


- Może kurwa coś z tym zrobisz. Podobno ją kochasz. - spojrzałam na Niall'a, który przykucnął na ziemi.
- Amy powiedziała, że jestem ojcem jej dziecka. Ale ja z nią nie spałem. Nie całowałem się z nią, ale Vivien nie chce mnie słuchać. Tłumaczyłem, błagałem, ale Ona nie słuchała.
- Może powinieneś wykrzyczeć to całemu światu Niall? Może powinieneś pokazać, że masz jaja. Naprawdę nie mam pojęcia jak to zrobisz, ale ona ma stąd NIE WYJEŻDŻAĆ. Jeśli wyjedzie, jeśli stanie choć jedną nogą w Hiszpanii załatwię to inaczej, Horan.
- Rose.. - Justin próbował mnie uspokoić, ale ja tylko wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i wyszłam na zewnątrz, ale jej już nie było.
Usiadłam na schodku przed domem i płakałam.
Była moją jedyną przyjaciółką. Jedyną, która naprawdę mnie polubiła i chciała mnie poznać. Nie po to, aby zbliżyć się do mojego brata, ale żeby zrobić coś dla mnie. A teraz on wszystko odebrał.
Zaczynałam nienawidzić tego miasta jeszcze bardziej. Tego zespołu, który zabierał mi wszystko. Przyjaciół, brata, wrażeń i normalnego życia.
Pośpiesznie wstałam ze schodów i ruszyłam przed siebie do domu Zayn'a.
Może Vivien ma rację? Uciekanie od problemów jest najlepszym wyjściem? Może też powinnam się spakować i wyjechać. Wrócić do LA i żyć jak wcześnie?
Być nienawidzoną przez świat i przysparzać kłopotów mamie?
Skręciłam w prawo, w zupełnie nie znaną mi uliczkę.
Może ja po prostu nie powinnam wszystkiego tak dokładnie omawiać sama ze sobą.
Usiadłam na ławce i wyciągnęłam z torby paczuszkę tą od wczoraj.
Wpatrywałam się w nią przez dłuższą chwilę i rozejrzałam się, czy jestem tutaj bezpieczna. Nie było nikogo. Może to przez wczesną godzinę.
Tylko młoda kobieta biegła ze słuchawkami w uszach, nie zwracając nawet na mnie uwagi. Białą koszulką Zayn'a wytarłam ramię ławki i po chwili rozsypałam na niej biały proszek, po czym za jednym razem, pozbyłam się wszystkiego. Czułam jak się kręcę. Usiadłam na ławce, próbowałam oddychać, ale coś sprawiało, że nie mogłam. Potem słyszałam tylko jak ktoś mnie woła.
- Rose - poczułam jak ktoś mną szarpie.
- Przecież żyje - wymamrotałam.
- Co to było Rose?
- Było, ale się zmyło - niekontrolowanie się zaśmiałam.
- Rose, czy ty coś wzięłaś?
- Tylko na przeczyszczenie dróg oddechowych. - wstałam z ławki, ale po chwili z powrotem na nią opadłam.
- Gdzie jest twój brat? Gdzie jest Vivien?
- A propo Vivien. Nie wywieziesz jej stąd! Rozumiesz?!
- Nie zmuszałem jej do tego, sama do mnie zadzwoniła, że tego chce.. - zobaczył jak tracę kontrolę nad ciałem i znowu opadam. - Rose, do cholery jasnej, co wzięłaś?! - krzyknął, mocno mnie trzymając i patrząc mi prosto w oczy.
- Tylko troszeczkę proszku - wskazałam palcami na tyci porcję tego co wzięłam.
- Jedziemy do szpitala - powiedział, ciągnąc mnie za sobą, a ja się niekontrolowanie zaśmiałam.
- Jesteś aż tak wielkim idiotą? Wyślą mnie do psychiatryka! - powiedziałam, a on zrobił minę, jakby właśnie sobie to uświadomił.
- Racja, jedziemy do mnie - zmienił zdanie, nie przestając mnie ciągnąć.
- Mieszkasz w psychiatryku? - zaczęłam się śmiać, kiedy dostałam czkawki.
Jorge podniósł mnie z ławki.
- Rose tylko nie mdlej.
- Nie mdleje. Wiem gdzie jestem i wiem gdzie powinnam być. O a tam jest północ. - zaśmiałam się i spojrzałam przed siebie gdzie obraz w oddali totalnie mi się zamazał.
Widziałam jak ktoś do nas podbiega i dopiero wtedy rzeczywisty obraz powrócił.
- Coś ty jej dał?!
- Gdyby nie ja, już byś prawdopodobnie nigdy jej nie zobaczył! - Jorge krzyknął, a ja się znowu zaśmiałam.
- Jesteście zabawni - skomentowałam i poczułam jak ktoś mnie łapie z drugiej strony.
- Zostaw, zrobiłeś już wystarczająco - znowu wybrzmiał głos Jorge'a.
- Co ty możesz wiedzieć - rozpoznałam Zayn'a i tylko się uśmiechnęłam.
Chciałam coś powiedzieć, ale Jorge znowu mi przerwał.
- Wiem wystarczająco tyle, żeby wiedzieć, że nie jesteś dla niej odpowiednie i masz ją zostawić w spokoju, bo widzisz do czego to doprowadziło.
- Że niby to moja wina?! Jak już to ty za tym stoisz. Znam takich jak ty, a Ona powinna być bezpieczna bo na to zasługuje.
- Dlaczego decydujesz za nią?
- Halo chłopcy, bo wiece. Chyba zaczęło padać.
- Zostaw ją, zaopiekuje się nią lepiej od ciebie.
- Skąd możesz to wiedzieć. Nawet mnie nie znasz. - rzucił Zayn.
- A ty nie znasz mnie. - wziął oddech - Może niech Rose zdecyduje. - rzucił Jorge.
- Ale co? - uciekłam od tematu, skupiając się na deszczu, kiedy obydwoje na mnie patrzyli.
- Chodź do środka, zmarzniesz - Jorge pociągnął mnie znowu za sobą.
Lubiłam jak miał nade mną kontrolę.
Kiedy poczułam ciepło na mojej skórze, poczułam się znacznie lepiej, chociaż w środku nadal wszystko wirowało.
- Zayn, przepraszam, ubrudziłam Twoją koszulkę - wskazałam na brudne miejsce.
- Nie ma sprawy, kochanie - chciał zdenerwować Jorge'a i widocznie mu się to udawało.
- Rose.. - drugi spojrzał na mnie - chodź, chyba czas, żebyś trochę odpoczęła.
- Weźcie wy mi dajcie wszyscy święty spokój. - ruszyłam przed siebie szukając jakiegoś schronienia.
Wpadłam bodajże do łazienki i przekręciłam klucz.
Słyszałam jak ktoś próbuje dostać się do środka, ale zamknięte drzwi nie ułatwiały mu dostępu do mnie.
Szamotanie za drzwiami ustało, a ja słyszałam jedynie czyjś oddech za drewnianą płytą.
Ciche pukanie.
Nie wiem czemu, ale gdzieś w głębi liczyłam, że będzie to Zayn.
- Rose - tak to zdecydowanie głos Malik'a. - Rosie... - szepnął.
Otworzyłam drzwi, ledwo dotykając klamkę palcami z braku siły.
Wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi na klucz.
- Rose - przytulił mnie mocno do siebie, a ja zaczęłam płakać.
- Przepraszam - powiedziałam
- Za co? - spytał zdezorientowany kiedy ja podbiegłam do ubikacji i wszystko zwróciłam.
Podszedł do mnie i ogarnął włosy unosząc lekko w górę.
- Martwię się i ciebie. Ale... najgorsze jest to, że wiedziałem, iż jest coś z tobą nie tak, a ja po prostu uprawiałem z Tobą seks, jakby nigdy nic.
- Zayn - wyszeptałam odchylając się od ubikacji i podchodząc do umywalki obmyłam twarz zimną wodą. - Nic co się działo w nocy nie było przymusem z twojej strony. Zrobiliśmy to i... ja nie żałuję.
Odwróciłam się i powoli do niego podeszłam, zarzucając ręce na jego szyję.
- Nie chcę być coś ci sie stało.
- Tak. Zdaje sobie z tego sprawę Zayn. - uśmiechnęłam się.
- To powiesz mi dlaczego to robisz? - spytał troskliwie.
- To była ucieczka od rzeczywistości. Nie potrafiłam nic ogarnąć. Związek z Tobą..
- To moja wina - przerwał mi.
- Nie, Zayn. Nawet tak nie myśl - spojrzałam na niego. - To moja wina. To ja myślałam, że to pomoże, a widocznie nawet mój organizm nie uznał tego za dobry pomysł.
- Nie chce byś się odchudzała.
- Ale - uśmiechnęłam się. - Ja nie zmuszam się do wymiotów. Brałam narkotyki... - spojrzałam w dół.
- Ile to już? - uniósł mój podbródek.
- Dopiero 2 raz, może moje ciało było po prostu zmęczone ? Wczoraj było dobrze.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że byłaś na haju? Całą noc, którą spędziliśmy razem?
- Myślisz, że tak po prostu bym się na to zgodziła na trzeźwo? - spytałam, ale po chwili ugryzłam się w język, wiedząc jak bardzo może go to urazić.
Spuścił wzrok, a ja od razu zaczęłam żałować.
- Przepraszam.. - objęłam jego twarz w swoje dłonie. - Przepraszam, nie to miałam na myśli.
- Wiesz co, może faktycznie Jorge będzie lepszym kandydatem - powiedział i chciał wyjść.
- Nie to chciałam powiedzieć, Zayn. Pamiętam wszystko i niczego nie żałuję.


*Vivien*

Zatrzymana przez deszcz usiadłam na przystanku autobusowym. Założyłam kaptur na głowę i głośno westchnęłam.
- Coś się stało? - ktoś usiadł obok mnie.
- Nie twój zasrany interes.
Zachowałam się jak dziecko, ale byłam strasznie wkurzona na wszystko co w ten chwili oddychało w pobliżu 50 metrów ode mnie.
Tak miało być lepiej. W końcu nie patrzyłam na innych. Musiałam dbać o własne szczęście, o to czy to ja będę szczęśliwa, nie oni. Całe życie robiłam coś dla brata, dla Harry'ego, nigdy nie miałam czasu dla siebie i teraz musiałam to zmienić. Hiszpania zawsze w pewnym sensie dawała mi to szczęście, bo przypominała o tych beztroskich latach, kiedy wszystko było dobrze. Teraz miałam okazję do tego wrócić i się nie zatrzymam.
Pod przystanek podjechał autobus do którego wsiadłam.
Nigdy nie przemieszczałam się transportem publicznym, zważywszy na to, że sklep miałam pod domem Harre'go, więc nawet nie miałam pojęcia gdzie ten autobus pojedzie, albo gdzie mam wysiąść.
Zapomniałam nawet języka w gębie i nie miałam odwagi by spytać się chociażby kierowcy.
Usiadłam na jednym z wielu innych wolnych siedzeń i wpatrywałam się w to co zastałam za oknem.
Zaczęłam płakać, bo może jednak zaczynałam coś tracić. Zawodzę tak dużo osób, ale nie potrafiłam teraz na to patrzeć. Będę tęsknić, ale czas ruszyć.
Usłyszałam jak mój telefon dzwoni w mojej kieszeni. Wyciągnęłam go, ale kiedy tylko zobaczyłam na ekranie 'Niall dzwoni', kliknęłam czerwoną słuchawkę i znowu zaczęłam się wpatrywać w krajobraz za oknem.
- Przepraszam - zawołałam kobietę obok. - Gdzie ten autobus zmierza? - spytałam.
- Centrum, zatrzymuje się przy parku, lotnisku..
- Dziękuje bardzo - starałam się uśmiechnąć.
Miałam po prostu głupie szczęście, wiedząc gdzie wsiąść. Teraz już nie mogłam się odwrócić.
Mój telefon za wibrował ponownie, a ja spojrzałam na ekran. Wiadomość od Niall'a. "Nie rób tego... proszę"
Chciałam mu odpisać, ale po chwili stwierdziłam, że to nie ma sensu. Mógłby mnie wtedy znaleźć a ja tego nie chciałam.
Wytarłam policzki rękawem bluzy, którą miałam na sobie i schowałam telefon w spodnie.
- Wszystko się kiedyś kończy - próbowałam się uśmiechnąć, ale to jedynie pogorszyło mój stan i już oo chwili płakałam jak nowo narodzone dziecko.
Powód? Może tak naprawdę nie chciałam stąd wyjeżdżać?
Ale musiałam. Tak postanowiłam i tak zostanie.
Autobus się zatrzymał i ja zauważyłam, że to mój przystanek. Wzięłam swoje rzeczy i szybko opuściłam pojazd, który już po chwili znowu ruszył. Skierowałam się w stronę wielkiego budynku i szybko odnalazłam kasę. Sprawdziłam najszybszy lot do Hiszpanii, który był dopiero za kilka godzin.
Trudno. Może warto zaczekać.
Usiadłam na jednej z ławek, czekając na swoją rozprawę, która miała się odbyć dopiero za 2 godziny.
Teraz musiałam tylko cierpliwie czekać.
Po krótkiej chwili nie wytrzymałam. Ludzie żegnali się, całowali, przytulali i płakali.
Wstałam i podążyłam do najbliższej łazienki. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie w szklanej powłoce.
Podpuchnięte oczy, czerwone białka, blada skóra  i włosy rozrzucone na wszystkie możliwe strony.
- Wakacje? Beze mnie? - usłyszałam głos.
Przestraszona odwróciłam się i ujrzałam Niall'a, który trzyma w ręku torbę.
- Nie powinno Cię tutaj być - powiedziałam przerażona, a on do mnie podszedł.
- Nie, doskonale wiem gdzie chcę być. Chcę być wszędzie gdzie ty - powiedział, ale ja się od niego oddaliłam.
- Przestań, Niall. Wyjeżdżam, pogódź się z tym - trzymałam się swego, jednak wiedziałam, że w środku myślę całkiem odwrotnie.
- Jeśli jedziesz, to ja jadę z tobą. - lekko się do mnie uśmiechnął.
- Nigdzie nie jedziesz, Niall. - odwróciłam się do niego i oparłam o umywalkę.
- Vivien, przestań. Nie zostawię cię samą. Jesteś dla mnie wszystkim.
Spojrzałam na niego niedowierzająco.
- A co z twoim dzieckiem? Z twoją nową dziewczyną? Weź idź i załóż rodzinę chłopie, nie zawracaj sobie mną głowy, bo ja naprawdę nie chcę mieć twojego dziecka na głowie, które wypomina mi, że wychowało się bez ojca.
- To nie jest moje dziecko! - wykrzyknął, łapiąc mnie za ramiona i patrząc mi głęboko w oczy. - Nawet się nie całowaliśmy, co dopiero nie byliśmy razem w łóżku. Nie zrobiłbym Ci tego, Viv - powiedział, a łzy zebrały się w moich oczach, nawet nie wiem dlaczego.
Czy przez emocje czy przez własną głupotę, czy przez to, że tak bardzo mi na nim zależało, a byłam tak obojętna.
- Proszę, uwierz mi, bądź ze mną, zapomnij.
- Obiecałam mojemu bratu, że z nim pojadę - wymyśliłam na poczekaniu.
- Ale to tutaj w Londynie masz swoje życie i masz mnie - nie zrywał ze mną kontaktu wzrokowego.
- Niall.. - zaczęłam
- Nie. Żadne Niall. Żadne obiecałam. Żadne, ale ja już postanowiłam. Nie chcę cię stracić, naprawdę.
Nie wiedziałam czy to co mówi tak na mnie wpływa, ale czułam jak po moich policzkach leciało coraz więcej łez, których nie mogłam zatrzymać, choć bardzo chciałam.
- Skarbie, nie płacz. - przetarł dłonią mój policzek po czym chwycił za podbródek.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy zaczął mnie całować.
Jego miękkie usta były tym, za czym zdążyłam zatęsknić. Zawsze kiedy o tym myślałam, słodki uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, a motylki w moim brzuchu zaczęły wariować. Zawsze kiedy myślałam o nim, a potem o tym, jak mnie skrzywdził..
Wyzywałam go od najgorszych, bo nie chciałam dłużej tego czuć. Nie chciałam sobie z tym pogodzić. Mówiłam sobie 'Będzie lepiej, może zmądrzeje', ale potem szybko myślałam o nim, o nich. Wybrał ją, to jego wybór. Muszę się z tym pogodzić i kiedy tylko chciałam to zrobić, on znów stawał na mojej drodze.
- Niall.... Proszę. - próbowałam się od niego odsunąć.
- Vivien. Doskonale wiem, że tego chcesz. Tak samo jak ja.
Lekko mnie uniósł i usadził na blacie.
- Nie uciekaj od tego czego nigdy nie miałaś. Nie uciekaj od miłości..
- Wiesz jaki jest problem ? - zrobiłam się nagle pewniejsza. - Że nic o mnie nie wiesz.
Ale taka była prawda. Horan nie wiedział o całym moim życiu. Nie wiedział przez co przeszłam i przechodzę każdego dnia. Nie wiedział nic..
- To daj mi szansę Cię lepiej poznać - poprosił.
- Nie - odpowiedziałam szybko.
- Dlaczego? - spytał z nadzieją, jakby czekając tylko aż się zgodzę przez jego troskliwy głos.
- Bo na to nie zasłużyłeś - odpowiedziałam, wiedząc że go zranię, ale teraz mówiłam wszystko, żeby tylko sobie poszedł.
- Za każdym razem jak Cię całowałem, też na to nie zasłużyłem? Nie czułaś nic?
- Byłam zauroczona. Teraz jesteś dla mnie nikim i czas, żebyś odpuścił. - powiedziałam, schodząc z blatu.
- Vivien przecież ja wiem kiedy ukrywasz przede mną prawdę. I właśnie to robisz..
- Nic nie wiesz, Niall. Moje życie jest kłamstwem. Całe życie. - zaśmiałam się.
- Dlaczego wszystko utrudniasz?
- A co ty myślałeś, że rzucę ci się do stóp jak tu przyjedziesz? Myślałeś, że będziemy razem po tym wszystkim? Wczoraj miał być nasz dzień, ale to ty go zepsułeś. Nie udawaj, że nie wiesz kiedy to zrobiłeś. Nie udawaj, że nie wiesz CO tak naprawdę zrobiłeś.
- Wiem, że Cię kocham. Tylko to się liczy. Amy jest dla mnie skończona. Nie jest dla mnie nawet przyjaciółką, po tym wszystkim, rozumiesz? Nie ma jej i nie będzie. Gówno mnie obchodzi, co teraz wszyscy o mnie myślą, co myślą o niej. Ja mam jej dość i pozbyłem się jej na zawsze. Proszę, wybacz mi - nie tracił ze mną kontaktu wzrokowego.
- Kocham Cię, ale to nie zmienia faktu, że mnie zraniłeś. Nie daje drugiej szansy. Drugie szansy to gówno.
- Nawet jeśli jestem wyjątkiem? - spytał, zmieniając ton głosu.
- Nikt nie jest wyjątkowy.
- My jesteśmy. - znowu zaczął mnie całować.




chciałabym... chciałabym tak cholernie Was przeprosić. tak z głębi serducha..
dopiero teraz pojawia się rozdział, ale niestety mamy na to wytłumaczenie. nasza
szanowna międzynarodowa klasa wymaga od nas wiele więcej niż jesteśmy w stanie
z siebie dać. w dodatku zajęcia wyrównawcze po lekcjach są jak wisienka na torcie, kiedy
to możemy dowiedzieć się czegoś więcej niż na lekcjach w szkole. po za tym teraz semestr
się kończy i trzeba oceny trochę podnieść, a za chwilę znowu trzeba będzie brać się za
semestr drugi by jakoś w nim wypaść. 

nie będę pisać kiedy pojawi się następny bo nie chcę Wam robić nadziei bądź nie chcę Was
skłamać, ale coś na pewno się tutaj pojawi. 


do napisania, 
ginger.